29 maja 2011

REGIONALIZM STEROWANY - ORIENTACJA NA BERLIN art Prof. Mieczysław Ryba

POZORNIE JEST WSZYSTKO W PORZĄDKU - ALE TO TYLKO POZORY STWARZANE PRZEZ RZĄDZĄCYCH.Jaki związek ma ten stan rzeczy z niemiecką polityką historyczną? Można wprawdzie stwierdzić, że nie mamy tu wprost do czynienia z propagowaniem "niemczyzny", ale "europejskości". Jeśli z kolei postawilibyśmy sobie pytanie, w jaki sposób realizowane są główne kierunki zagranicznej polityki niemieckiej w dobie dzisiejszej, to również nie zauważymy tu gry na prosty, tradycyjny nacjonalizm. Wręcz przeciwnie - RFN jest głównym rzecznikiem integracji europejskiej, a swoją dominację na kontynencie sprawuje za pośrednictwem Brukseli. Tworzenie zatem "tożsamości europejskiej" leży w strategicznym interesie Berlina. Owa tożsamość jest definiowana m.in. jako regionalizm widziany w opozycji do klasycznego państwa narodowego.

Pamiętam dyskusję naukową przed laty, w której brałem udział, i edukacyjne tezy stawiane przez "nowoczesnych" wykładowców. Twierdzono (oczywiście powielając tezy myślicieli zachodnich), że państwa narodowe z jednej strony są za duże (bo wielu ludziom jest daleko np. do Warszawy), z drugiej za małe (bo mamy do czynienia z globalnymi problemami). Zatem model idealny budowania struktur państwowych to region i państwo europejskie - przykładowo: Wrocław i Bruksela. Tak też powinna być sterowana polityka edukacyjna nastawiona na generowanie nowych tożsamości i na minimalizowanie "ideologicznej", jak twierdzono, tożsamości narodowej. Przy tak postawionych założeniach zrozumiałe stają tak reforma administracyjna z lat dziewięćdziesiątych (podział na szesnaście województw), jak i ciągłe wypłukiwanie elementów patriotycznych z programów edukacyjnych.
 
Ową europejskość starają się od lat promować na gruncie polskim także niemieckie fundacje polityczne, które w większości wypadków w stu procentach finansowane są przez rząd w Berlinie. Mają one potężny wpływ na różnorakie projekty badawcze, a także na działania społeczne w kraju. Grzegorz Tokarz w artykule zatytułowanym "Działalność niemieckich fundacji politycznych w Polsce po 1989 r.2" zauważył, że na dwadzieścia najbogatszych fundacji działających na ziemiach polskich dziesięć należy do Niemców. Jak już wspomniałem, fundacje te propagują europejskość w różnym wydaniu ideologicznym. Za Grzegorzem Tokarzem możemy tu wymienić: Fundację im. Friedricha Eberta - powiązaną z Socjaldemokratyczną Partią Niemiec (SPD), Fundację im. Konrada Adenauera - powiązaną z Unią Chrześcijańskich Demokratów (CDU), Fundację Friedricha Naumanna - powiązaną z Wolną Partią Demokratów (FDP), Fundację Hansa Bölla - powiązaną z Partią Zielonych, i Fundację im. Róży Luksemburg - powiązaną z Partią Demokratycznego Socjalizmu (PDS).

Orientacja na Berlin
Na intensywne działania propagandowe i edukacyjne nakładają się też kwestie finansowo-inwestycyjne. Samorządy od kilku lat wprowadzone są w obszar różnorakich programów
inwestycyjnych finansowanych z budżetu UE. Dla nikogo nie jest tajemnicą, że największe inwestycje są realizowane w zachodniej części Polski. Jeden z posłów opowiadał mi, jak w latach dziewięćdziesiątych miał w ręku mapę, na której tereny na zachód od Wisły miały być pokryte gęstą siecią inwestycji infrastrukturalnych, wschodnie wręcz przeciwnie. Dla posła o narodowych poglądach rodziło to skojarzenia przygotowania do ewentualnego przyszłego rozbioru Polski.

Samorządowcy biorący pieniądze unijne nie mają do końca świadomości, że środki te w sporej części pochodzą również z polskiego budżetu centralnego (wszak Polska wpłaca miliardy do budżetu Unii). Dla nich to Unia jest dobrodziejem, Warszawa utrudnia rozwój ich regionów. Regiony bogatsze deklarują tym większą frustrację, kiedy pieniądze podatników, np. śląskich, nie wracają w pełni do tego regionu, lecz rozdzielane są w całym kraju. Zatem uzależnienia finansowe od Brukseli zupełnie przestawiają relacje społeczno-polityczne. Politykom regionalnym, gdzieś na zachodzie Polski, coraz bliżej w sensie gospodarczym jest do Berlina, coraz dalej do Warszawy.


 W sensie komunikacyjnym można to stwierdzenie odczytać dosłownie. Równoległe osłabianie poczucia więzi narodowej w ramach edukacji szkolnej i różnorakich projektów społecznych pogłębia rozbicie Polaków. Pytanie, jak mieszkańcy zachodnich województw Polski zachowają się za kilkadziesiąt lat, gdyby po rozpadzie Unii doszło do referendum, dookreślą wtedy przynależność państwową, pozostawię jako retoryczne. Działania niemieckie zmierzające w kierunku osłabienia spoistości państw narodowych są bardzo czytelne, choć nie dla polskich elit politycznych, raz za razem wpisujących się w projekty, które w dalszej perspektywie mogą nas kosztować niepodległość.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Łączna liczba wyświetleń