10 grudnia 2011

Przywróćmy znaki zwycięstwa

 Nalwyższy czas , aby przywrócić polskiemu symbolowi narodowemu należny wizerunek i godność. Na pieczęci Przemisława II z 1295 widnieją słowa-"Przywróćnam, o Najwyższy, znaki zwycięństwa! Natchnij serca Polaków! Natchnij nasze serca, abyśmy zdobyli się na odwagę zrzucenia z godła masońskiej dominacji. <p>W okresie zaborów w środowiskach rewolucyjno- demokratycznych zrodził się pomysł usunięcia korony z głowy orła. Więcej, w 1831 roku Joachim Lelewel zaproponował zastąpienie korony frygijską czapką, symbolem wolności wrozumieniu rewolucji francuskiej. Na szczeście znależli się Polacy wierni  tradycji narodowego znaku, którzy prowadzili Polskię ku niepodległości pod znakiem orła w koronie zamkniętej.</p> <p>Jednak po odzyskaniu niepodległości na początku godłem Polski był orzeł bez korony. Dopiero w sierpniu 1919 roku przywrócono orłowi zamknięta koronę zwięczoną <a href="http://polsko-powstan.blogspot.com" target="_blank">krzyżem.</a> Stan taki trwał osiem lat, kiedy to w 1927 roku wprowadzony został nowy wizerunek orła.</p> <p>Autorem zmian był profesor Zygmunt Kamiński. Zmodyfikował on sylwetkęorła,<a href="http://rodzina-dziecko-wiara.blogspot.com" target="_blank"> usunął krzyż i korony,</a> a samą koronę pozostawił otwartą. Ponadto tradycyjne koniczynki wieńczące przepaskę biegnacą przez skrzydła zastąpił gwiazdkami, w których współcześni wydzieli niwątpliwy tajemniczy znak masoński. Niestety, protesty świadomej części społeczeństwa spełzły na niczym, a godło w formie z 1927 roku stało się, po zdjęciu korony, godłem PR. Godło to pozałożeniu korony w 1989 roku jest do dziś jest oficjalnym symbolem narodowym Polski. Dłużej tak być nie może..</p> <p>W 1927 roku dokonano profanacji polskiego godła narodowego. Trzeba to sobie powiedzieć jasno i otwarcie. Celowo użbezczeszczenie to dokonało się w trzech wymiarach. </p> <p>Po pierwsze usunięto krzyż z korony orła. Usunięcie krzyża oznacza wyparcie się wielowiekowej tradycji chrześcijańskiej, której oddziaływanie na Polaków pozwoliło ten krzyż umieścić na najważniejszym symbolu ludzkiej władzy zwierzchniej. Odrzucenie krzyża było symbolicznym aktem zmarginalizowanie wiary w potężną moc zwycięńskiego znaku Zbawiciela. Było też realizacją masońskiego planu rozbicia jedności państwa i Kościoła niby w trosce odobro społeczeństwa.</p> <p>Po drugie zastąpiono koronę zamkniętą zastąpiono koroną otwartą. Jest to wyrażna regresja. Powrót do takiego stanu rzeczy, jaki dominował w stosunkach międzynarodowych w XI i XII wieku, czyli do próby ujarzmienia Polski i sprowadzenia jej do rządu wasali. W średniowieczu tak działało cesarstwo niemieckie. Kto zadziałał podobnie w 1927 roku? Kto nadal chce, abyśmy nadal, jako naród, nie mogli szczycić się symbolem pełnej, absolutnej suwerenności, jakim jest <em>corona clusa?</em></p> <p>Po trzecie: tradycyjne kończynki zastąpiono pięcio ramiennymi gwiazdkami. W czasach piastowskich na skrzydłach orła widnieje przepaska zwana smugą. Jest to pozostałość po tzw. przepasce sląskiej, w skład której wchodził krzyż, i która znajdowała się na skrzydłach orła w herbie Henryka II Pobożnego Krzyż znajdował siewówczas na pierśi orła. Jako znak Śląska, przepaska z krzyżem została prawie usunięta. Na obu skrzydłach pozostała "smuga" zwięczona trójliściem, kończynką. Widoczne jest to w herbie Henryka V legnickiego, herbie Władysława Jagiełły, Zygmunta I Starego, Stefana Batorego oraz w herbie Jana III Sobieskiego. Ponoć w oparciu o godło z czasów Batorego. Z. Kamiński opracował godło w 1927 roku. Nie wiadomo, co się stało, że ów profesor w tradycyjnym trójliściu dostrzegł pięciramienna gwiazdę. Jak wspomiałem już wyżej, że w gwiazdce tej współczesny widzieli ewidentny symbol masonerii PENTAGRAM. Umieszczenie pantagramów na godle jest chyba najwyższym stopniem profanacji naszej świetosci narodowej,

9 września 2011

Eurohisteria


pulsreklamy.pl



Wypowiedzi kanclerz Niemiec Angeli Merkel na temat wspólnej waluty europejskiej stają się coraz bardziej kuriozalne. - Euro jest gwarantem zjednoczonej Europy. Jeśli upadnie euro, upadnie też Europa. Dlatego euro nie może upaść - stwierdziła pani kanclerz, komentując orzeczenie Federalnego Trybunału Konstytucyjnego w sprawie zgodności pomocy finansowej dla Grecji z niemiecką konstytucją.
"Albo euro, albo upadek Europy"? Czy hasło to ma usprawiedliwiać nieograniczone dokarmianie europejskich banków pieniędzmi europejskich podatników? Czy pani kanclerz naprawdę nie widzi innych rozwiązań? Złoto, franki, dolary, muszelki, zielone kamyki... To nie rodzaj "waluty", w której Europejczycy mogliby określać wartość towarów i usług, zadecyduje o ewentualnym upadku Europy. Do katastrofy mogą natomiast doprowadzić utopijne wizje i działania "ratujących" nasz kontynent polityków. 


Piotr Tomczyk


Jak w operze


pulsreklamy.pl






Stanisław Michalkiewicz


Sytuacja w naszym nieszczęśliwym kraju coraz bardziej przypomina operę. Nie dlatego, że w operze wszyscy są wyelegantowani, starają się nie mlaskać ani nie bekać. W ogóle nie chodzi o publiczność, tylko o aktorów, no i oczywiście - chór, który w operze odgrywa wielką rolę, zbliżoną do roli "Gazety Wyborczej" wobec Salonu. Chór mianowicie informuje publiczność, co właściwie dzieje się na scenie, informuje publiczność, co właściwie widzi i słyszy. "Gazeta Wyborcza" tak samo, a nawet więcej; informuje swoich czytelników nie tylko, co widzą i słyszą, ale również - co myślą. I gdyby z jakiegoś powodu przestała wychodzić, a w dodatku - gdyby pan red. Michnik na domiar złego się przeziębił, no to tragedia: Salon nie wiedziałby, co właściwie myśli, więc na wszelki wypadek nie myślałby w ogóle. Samodzielne myślenie bowiem to w Salonie grzech śmiertelny, godzący w same jego fundamenty, jeszcze w czasach stalinowskich położone na myśleniu kolektywnym. Najlepiej tę zasadę sformułował pewien towarzysz więziennej niedoli kolegi Antoniego Zambrowskiego w roku 1968: "Nie ten Żyd, kto Żyd, tylko ten, na kogo partia wskaże!". Wracając tedy do opery, a właściwie - do chóru, to chór tłumaczy publiczności, co widzi i słyszy. Na przykład, stojąc na scenie, wyśpiewuje: "Spieszmy, ach, spieszmy" - ale przez, dajmy na to, 10 minut nie rusza się z miejsca. I kiedy z odległej Kanady, gdzie zgodnie z wezwaniem Horacego Greeleya: "Go West, young man", podążam za Słońcem ze wschodu na zachód, obserwując jednocześnie i nasłuchując, co się dzieje w naszym nieszczęśliwym kraju - nie mogę oprzeć się wrażeniu podobieństwa do opery. Weźmy na przykład takie debaty; wszyscy pragną debatować i debatować, więc wyśpiewują: debatujmy, ach debatujmy! - ale dlaczegoś nie debatują. Musi składać się na to szereg zagadkowych, a ważnych przyczyn, wśród których na pewno jedno z pierwszych miejsc jak zwykle zajmuje Unia Europejska - przyczyna naszych zgryzot. Trochę kryzysu i oto na naszych oczach pryskają kolejne mity, jakimi karmiono nas w okresie stręczenia nam tej całej Unii - na przykład, że "wszyscy ludzie będą braćmi". Tymczasem wcale nie chodzi o to, czy wszyscy ludzie będą braćmi, czy nie, tylko - kto będzie tym całym bałaganem rządził. Na przykład, Nasza Złota Pani Aniela daje do zrozumienia, że najlepiej byłoby, gdyby wszyscy odtąd słuchali starszych i mądrzejszych, tzn. nie tyle może od razu i bezpośrednio starszych i mądrzejszych, bo na to przyjdzie jeszcze czas - tylko Niemiec - zaś były kanclerz Gerhard Schroeder formułuje tę myśl jeszcze brutalniej. Jak takie postulaty pogodzić z polską prezydencją, którą wszyscy Umiłowani Przywódcy jeszcze niedawno tak się nasładzali? A tymczasem słychać, że proklamowany na podstawie układu z Schengen swobodny przepływ ludzi, poszczególne państwa członkowskie Eurokołchozu mogą zawieszać - ale nie dłużej niż na pięć dni, bo potem będą musiały uzyskać zgodę Unii. Wygląda na to, że dzięki tej metodzie małych kroków tylko patrzeć, jak UE wypłucze resztki politycznej suwerenności z państw członkowskich, zwłaszcza tych słabszych i głupszych. Czy nie na tym właśnie zaczyna już polegać "współdecydowanie o naszych sprawach", którym tak się w swoim czasie zachwycał człowiek w czepku urodzony, czyli pan dr Andrzej Olechowski? Więc na tym tle lepiej rozumiemy obawę naszych Umiłowanych Przywódców przed debatowaniem mimo gorącego pragnienia debatowania, jakie każdy z nich pielęgnuje w sercu gorejącym. O czymże tu debatować, skoro w każdej chwili może przyjść "prikaz z rajkoma", że inaczej będzie? W takiej sytuacji znacznie bezpieczniej jest stać na scenie i wyśpiewywać: spieszmy, ach spieszmy!" - ale pod żadnym pozorem nie ruszać się z miejsca.

O czymże tu debatować, skoro w każdej chwili może przyjść "prikaz z rajkoma", że inaczej będzie?

6 września 2011

Dlaczego młode małżeństwa nie wierzą

Czystość jest nowoczesna



29 sierpnia 2011

Rogaliki z kremem

Składniki:

0,5 litra mleka, 10 dag drożdży, cukier waniliowy, 3/4 szklanki cukru, 5 jajek, 3/4 kostki margaryny, szczypta soli, 1,5 kg mąki, krem czekoladowy

Wykonanie:
Z pół litra mleka, drożdży, 4 łyżek mąki i 1 łyżki cukru zrobić rozczyn. Pozostawić do wyrośnięcia. Margarynę rozpuścić. Jajka z cukrem utrzeć mikserem. Do naczynia wsypać mąkę, dodać rozczyn i pozostałe składniki. Wyrobić ciasto (np. mikserem z końcówką do ciast). Ciasto wyłożyć na stolnicę i podzielić na 8 części. Każdą z nich rozwałkować i znowu podzielić na 8 części. Na każdą część nałożyć krem czekoladowy i zwinąć rogaliki. Blachę wyłożyć papierem do pieczenia, ułożyć rogaliki i posmarować roztrzepanym jajkiem. Piec na złoty kolor w temperaturze 180 stopni Celsjusza.
Dodatek opracowała
Joanna Czartoryska- Sziler



http://www.ekademia.pl/kurs/zk13#t36889

Zupa jarzynowa

Składniki:

1 kg korpusów z kurczaka, 15 dag włoszczyzny, po 10 dag kalafiora, brokułów, marchwi, brukselki, natka pietruszki, sól, pieprz
http://www.ekademia.pl/kurs/zk13#t36889
Wykonanie:

Korpusy włożyć do garnka z włoszczyzną. Zalać wodą, zagotować. Przyprawić, gotować przez godzinę. Kalafior, brokuły, marchew i brukselkę ugotować osobno. Rosół przecedzić, dodać gorące warzywa. Posypać posiekaną natką.

Komu zabrał Sejm

http://www.ekademia.pl/kurs/zk16#t36889


Parlament poprzedniej kadencji zmniejszał obciążenia finansowe Polaków z korzyścią zarówno dla osób bogatych, jak i biednych, a szczególnie dla rodzin z dziećmi. Obecny Sejm, w którym większość ma koalicja PO - PSL, wspierał głównie najzamożniejsze gospodarstwa domowe, zwłaszcza bezdzietne małżeństwa - wynika z najnowszego raportu Fundacji Centrum Analiz Ekonomicznych CenEA. Tym, co najbardziej obciąża parlament kończącej się kadencji, jest - zdaniem ekonomistów - znieczulica na sytuację rodzin wielodzietnych oraz brak przeciwdziałania zapaści demograficznej w naszym kraju.

- Oszczędzać trzeba w czasach dobrej koniunktury - mówił Donald Tusk w piątkowej paradebacie wyborczej koalicyjnych liderów, wytykając Prawu i Sprawiedliwości obniżkę podatków. Dodał, że obecnie też trzeba oszczędzać, ale "nie kosztem najuboższych". Taka deklaracja rażąco przeczy praktyce, którą zafundowały Polakom jego rządy.
Po 2006 r. obciążenia podatkowe i ubezpieczeniowe gospodarstw domowych (PIT, ZUS, NFZ) uległy wyraźnemu obniżeniu. O ile jednak zmiany w podatkach oraz świadczeniach społecznych przeprowadzone w latach 2005-2007 przez Sejm V kadencji były korzystne zarówno dla rodzin o niskich dochodach, jak i zamożnych gospodarstw domowych, o tyle przepisy wprowadzone przez obecny parlament są zdecydowanie korzystniejsze dla rodzin najbogatszych - wynika z badań Centrum Analiz Ekonomicznych CenEA przedstawionych w raporcie "2006-2011: kto zyskał, kto stracił?".
Według CenEA, zamrożenie w 2009 r. przez obecny Sejm kwoty wolnej od podatku zniwelowało praktycznie dla mniej zamożnych gospodarstw korzyści z reformy PIT wprowadzonej przez poprzedników, a dokonana w tym samym roku podwyżka świadczeń rodzinnych tylko minimalnie podniosła dochód najbiedniejszych rodzin. Co więcej, Sejm dobiegającej końca kadencji zarzucił politykę wspierania rozwoju demograficznego. O ile na zmianach wdrożonych przez poprzedni skład parlamentu, kiedy rządziła koalicja PiS - LPR - Samoobrona, najbardziej skorzystały rodziny z dziećmi, o tyle Sejm VI kadencji wspierał głównie małżeństwa bezdzietne. Stało się tak za sprawą ściślejszego związania korzyści z osiąganiem dochodów z pracy, a nie - jak poprzednio - ze strukturą demograficzną rodziny.
Po 2007 r., tj. po wprowadzeniu ulgi podatkowej na każde dziecko w rodzinie, model wsparcia rodzin w naszym kraju uległ zasadniczej zmianie: wcześniej dominującym kanałem pomocy dla rodzin był system świadczeń społecznych, obecnie zaś gros wsparcia pochodzi z systemu podatkowego - podaje CenEA. Z raportu Fundacji wynika, że przed 2007 r. wsparcie z systemu świadczeń społecznych w grupie 30 proc. najbiedniejszych rodzin wynosiło przeciętnie około 100 zł miesięcznie na każde dziecko, natomiast w grupie 30 proc. rodzin najbogatszych nie przekraczało 30-50 zł miesięcznie. Po wprowadzeniu ulgi podatkowej na dzieci wsparcie podatkowe rodzin lepiej sytuowanych, płacących wysokie podatki, wzrosło o blisko 100 zł miesięcznie na dziecko, podczas gdy wsparcie w grupie 10 proc. rodzin najbiedniejszych wzrosło zaledwie o kilka złotych miesięcznie na dziecko.
Powód? Sejm VI kadencji nie podjął się realizacji dalszej części projektu. - Program ulg prorodzinnych nie został dokończony. Jego drugim elementem miała być ekwiwalentna rekompensata finansowa z systemu podatkowego dla dzieci z rodzin o dochodach zbyt niskich, żeby odliczyć całość ulgi, oraz z rodzin rolniczych - wyjaśnia dr Cezary Mech, finansista, autor programu prorodzinnego.
Na skutek niedokończenia reformy przez Sejmy V i VI kadencji korzyści z tytułu ulgi na dzieci odniosły rodziny średniozamożne oraz rodziny wielodzietne o wysokich dochodach. Rodziny uboższe tylko minimalnie skorzystały na zmianach, ponieważ nie mają z czego odpisać ulg. Rodziny rolników w ogóle nie zostały objęte systemem ulg, ponieważ nie płacą podatku PIT.
System świadczeń rodzinnych, który powinien wyrównywać rodzinom z dziećmi dysproporcje wynikające z niskich dochodów, kompletnie nie zadziałał. Z raportu CenEA wynika, że nieznaczny wzrost świadczeń, jaki nastąpił w 2009 r., rząd zrekompensował budżetowi przez utrzymanie na niezmienionym poziomie kryteriów dochodowych. W ten sposób zredukowano liczbę osób uprawnionych do pomocy. - Przeciętne wsparcie z systemu świadczeń rodzinnych dla dzieci z rodzin najbiedniejszych wzrosło tylko nieznacznie - oceniają autorzy raportu.
Fundacja CenEA jest niezależną instytucją naukowo-badawczą zajmującą się analizą rynku pracy, sytuacji materialnej gospodarstw domowych i procesu starzenia się społeczeństwa. Wyniki prac publikuje w czasopismach naukowych. Została założona przez Stockholm Institute of Transition Economics.
- To nasz pierwszy raport typu przedwyborczego, przygotowany w oparciu o doświadczenia podobnych instytucji brytyjskich i niemieckich. Chcemy w nim pokazać, jak konkretne reformy wpływają na nasze życie i kto na nich zyskał, a kto stracił - mówi dyrektor Fundacji CenEA dr Michał Myck. - W kolejnym raporcie przedwyborczym przeanalizujemy deklaracje wyborcze głównych ugrupowań politycznych - zapowiada. Pierwszy raport ma być opublikowany 13 września, drugi - pod koniec września.

Antyrodzinna polityka
Zdaniem dr. Cezarego Mecha, finansisty, raport CenEA jest cenną inicjatywą, ponieważ ukazuje głównych beneficjentów zmian podatkowych.
- O ile poprzedni parlament - niezależnie od partii, która te propozycje inicjowała - obniżył podatki zarówno najbogatszym, jak i tym, którzy posiadają dzieci, to obecny parlament był na tym polu wyjątkowo bierny. To, co go najbardziej obciąża, to znieczulica wobec ubóstwa części rodzin wielodzietnych, i to w sytuacji zapaści demograficznej - ocenia Mech.
Jak wynika z raportu GUS "Ubóstwo w Polsce 2010", opartego na badaniach budżetów gospodarstw domowych, to właśnie rodziny wielodzietne stanowią grupę najbardziej zagrożoną ubóstwem, innymi słowy - główną przyczyną ubóstwa w Polsce jest... wielodzietność, czyli zjawisko ze wszech miar korzystne dla państwa zagrożonego starzeniem społeczeństwa. Na Zachodzie rodziny z kilkorgiem dzieci są powszechnie wspierane finansowo przez rządy.
- Przy liczbie dzieci większej od dwojga odsetek rodzin ubogich, niezależnie od przyjętego progu ubóstwa, przekracza wartość przeciętną, a wśród małżeństw z co najmniej czworgiem dzieci na utrzymaniu - około 34 proc. osób żyło w 2010 r. w sferze ubóstwa ustawowego i około 24 proc. w sferze skrajnego ubóstwa (wzrost o 2,7 punktu procentowego w ciągu roku) - cytuje dane finansista.
Efekt? W 2010 r. dzieci i młodzież do lat 18 stanowiły około jednej trzeciej populacji zagrożonej skrajnym ubóstwem.
- Antyrodzinna polityka państwa prowadzi do tego, że rodzinom wielodzietnym odbiera się dzieci, zamiast udzielić im wsparcia finansowego, jak to pokazuje przypadek Sebastiana Kita, który nie miał... wyremontowanej łazienki - wskazuje dr Mech. Finansista podkreśla, że skutkiem tej polityki jest ubóstwo rodzin, zapaść demograficzna Polski i - w perspektywie - zapaść finansów publicznych, w tym publicznego systemu emerytalnego i zdrowotnego.
- Za tę politykę ponoszą odpowiedzialność kolejne składy parlamentu w ostatnim dwudziestoleciu - uważa były wiceminister finansów.
Koalicja PO - PSL, która w obecnym Sejmie ma przewagę głosów, nie dokończyła projektu podatkowego wsparcia rodzin z dziećmi ani też nie zwiększyła w to miejsce pomocy z systemu świadczeń rodzinnych.

Małgorzata Goss




13 czerwca 2011

BEZGRANICZNIE UFAŁ BOGU - Z ks. kard. Angelo Amato, prefektem watykańskiej Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych, rozmawia ks. Wojciech Tarasiuk

FOT. A. MARI
Na czym polega "przepis na świętość" pozostawiony światu przez Jana Pawła II?
- Myślę, że ma on wiele składników, ale pierwszy i najważniejszy to wiara. Jan Paweł II był człowiekiem wiary, człowiekiem wiary jak Abraham i jak Maryja, wiary, która była całkowitym i bezgranicznym zaufaniem Bożej Opatrzności i zwycięstwem łaski nad złem. To pierwszy aspekt. Drugi, który także wypływa z wiary, to komunia z Bogiem, a więc mistycyzm. O Janie Pawle II mówiono, że był wielkim ewangelizatorem i misjonarzem, i to prawda, ale myślę, że był On przede wszystkim wielkim mistykiem. Komunia z Bogiem w nieustannej modlitwie, od rana do wieczora. Ten drugi aspekt Jego duchowości i Jego osobowości wywierał na mnie zawsze ogromne wrażenie. Wiara i misyjność.



 To, co zawsze w Nim podziwiano: rozmach, entuzjazm, dalekowzroczność, a zwłaszcza ogromna troska o głoszenie Ewangelii wszystkim ludziom, a więc Jego duch misyjny wyrażający się w niezliczonych podróżach, które nie były tylko odwiedzinami lokalnych wspólnot i kościołów, ale wielkimi podróżami mającymi na celu głoszenie Chrystusa.

Czy dyspensa udzielona przez Papieża Benedykta XVI w kilkanaście dni po pogrzebie Jana Pawła II była takim "uprzywilejowanym pasem drogowym" na drodze do beatyfikacji? Czy nie było to próbą odpowiedzi na presję mediów, które przejęły i uczyniły swoim przekonanie ludzi zgromadzonych na pogrzebie skandujących słowa: "Santo subito!" (Święty od zaraz, natychmiast)?
- To prawda, już na początku pontyfikatu Ojciec Święty Benedykt XVI udzielił dyspensy od pięcioletniego okresu oczekiwania na rozpoczęcie procesu przyszłego kandydata na błogosławionego. Znalazło się więc miejsce i czas na zgromadzenie i przeanalizowanie dokumentacji, przesłuchanie świadków, napisanie Positio. Można mówić o tym "uprzywilejowanym pasie drogowym" w tym sensie, że proces ten rozpoczęty natychmiast nie miał nic przed sobą ani nic za sobą. 



W żadnym jednak razie to swoiste uprzywilejowanie nie oznaczało zaniechania niezwykłej dokładności i skrupulatności w analizie cnót i samego cudu. W jakimś sensie można powiedzieć, że to niezwykłe zainteresowanie mediów przyniosło pozytywny efekt, nie tyle jeśli chodzi o przyspieszenie samego procesu, ile o fakt, że media informowały o każdej jego fazie, dostrzegając, że był on niezwykle starannie i dokładnie prowadzony. Proces beatyfikacyjny pokazał jeszcze dobitniej, jak wielką postacią był ten Papież i że ukazanie Jego świętości nie potrzebowało żadnych dodatkowych presji, bo była ona wystarczająco umotywowana Jego życiem.

Jan Paweł II jest uznawany za wielkiego świadka przeżywania choroby w wierze. Sposób, w jaki niósł krzyż swojej choroby i cierpienia, jest jednym z głównych motywów przekonujących nas o Jego świętości. Jakie znaczenie dla współczesnego chorego świata może mieć to świadectwo cierpienia przyjętego i ofiarowanego Bogu przez Jana Pawła II?
- Zacznę od stwierdzenia, że cierpienie jest faktem wpisanym w człowieczeństwo. Jan Paweł II pokazał piękne oblicze człowieczeństwa, kiedy był młodym biskupem, młodym kardynałem i młodym Papieżem. Także wtedy, kiedy nazywany był Papieżem sportowcem, otwartym na dynamizm apostolski, pełnym sił i zdrowia.



 Później, po zamachu na placu św. Piotra, 13 maja 1981, zdrowie i siły zostały mocno nadszarpnięte i zwłaszcza w ostatnich latach widzieliśmy Papieża jako człowieka cierpiącego fizycznie, ale o perfekcyjnej jasności umysłu, zawierzającego bezgranicznie Bogu i oddającego siebie i swoje cierpienia w Jego ręce. Powtarzał On praktycznie swoim życiem słowa św. Pawła z Listu do Kolosan: "W moim ciele dopełniam braki udręk Chrystusa dla dobra Jego ciała, którym jest Kościół" (Kol 1, 24). Uważam, że cierpienie jest ostatnim przesłaniem Ojca Świętego, które pozostawił nam zwłaszcza w ostatnich dniach, jest przesłaniem mówiącym, że jest ono częścią naszego życia i że odpowiednio przyjęte i przeżyte może nas przygotować na spotkanie z Chrystusem. W ten właśnie sposób Jan Paweł II otworzył całemu światu okno, przez które spojrzeć można pogodnie na eschatologię i śmierć.

Benedykt XVI w encyklice "Spe salvi" napisał, że społeczeństwo, które nie jest w stanie zaakceptować chorych i sprawić, by cierpienie zostało duchowo przyjęte, jest społeczeństwem okrutnym i nieludzkim. Dlaczego świat, który widzi w Janie Pawle II "giganta wiary", nie jest w stanie lub nie chce naśladować Go i zrozumieć, że miara człowieczeństwa ujawnia się w relacji z cierpieniem i z cierpiącym?  
-
Ten, kto odnosi się z szacunkiem do cierpienia i cierpiącego, potrafi uszanować też życie. Kto szanuje życie w całej jego pełni, uszanuje także potrzebujących pomocy. Problemem jest nie to, by świat zrozumiał. Problemem jest raczej, by Kościół nigdy nie zaprzestał nauczania w tym właśnie aspekcie. Cierpienie jest rzeczywistością przynależną ludzkiej egzystencji po grzechu pierworodnym. Śmierć także jest cierpieniem i jest częścią tej rzeczywistości, ale powtarzam, cierpienie nie jest częścią negatywną, co najwyżej pozwala dostrzec i zrozumieć kruchość naszego człowieczeństwa. Cierpienie może stać się, jak pokazuje przykład życia wielu świętych, trampoliną do osiągnięcia perfekcji ludzkiej i chrześcijańskiej. W takim znaczeniu cierpienie może stać się nie tylko rzeczywistością pozytywną, ale nawet uświęcającą.

Jakie dziedzictwo duchowe pozostawia Papież Polak swojej umiłowanej Ojczyźnie?
- Myślę, że zostawia On przede wszystkim swoje serce, które tę Ojczyznę tak umiłowało. Dla niej poświęcił wszystkie zdolności intelektualne i siły fizyczne, pracując nad tym, by upadł reżim totalitarny i aby zatriumfowała wolność, tak aby i Polacy mogli żyć jak większość ludzi na świecie i mieli wolność wyboru. Oczywiście dzisiaj rolą Kościoła i biskupów jest wysiłek, aby w tym darze wolności znalazło się także poszanowanie tożsamości chrześcijańskiej ochrzczonych, a zatem motywacja już nie tylko społeczno-polityczna, ale motywacja czysto duchowa i religijna tej tożsamości chrześcijańskiej.

Eminencjo, przez Jana Pawła II został Ksiądz Kardynał ustanowiony sekretarzem Kongregacji Doktryny Wiary, z Jego rąk otrzymał także święcenia biskupie. Jakie ma Ksiądz Kardynał osobiste wspomnienia ze spotkań z Nim?
- To, o czym ksiądz wspomniał w pytaniu, to są już niektóre z tych wydarzeń głęboko zapadających w pamięć. Moje święcenia biskupie czy wizyty robocze, jakie składałem Mu jako sekretarz Kongregacji, były spotkaniem z ogromną osobowością Papieża, który przyjmował mnie z ogromną prostotą, słuchał z wielką uwagą, dyskutował nad problemami z ogromną troską, w sposób bardzo otwarty i trafiał zawsze w sedno sprawy i sytuacji.







 Moje wspomnienie o Nim jest przywołaniem w myślach Papieża mającego niesłychaną zdolność cierpliwego słuchania innych. Zanim zostałem sekretarzem Kongregacji Nauki Wiary, byłem proszony o konsultacje w różnych kwestiach teologicznych i zawsze mnie w Nim uderzała ta ogromna zdolność wsłuchiwania się w innych, której niejednokrotnie nie dostrzegałem u niektórych moich kolegów czy przełożonych. Papież przede wszystkim słuchał z uwagą, nigdy nikomu nie przerywał. Słuchał tego, co prezentowała czy proponowała grupa teologów, po czym w kilku zaledwie słowach potrafił to streścić, dochodząc do źródła problemu i przekazywał także własny punkt widzenia czy osąd.


 To ten właśnie dar wsłuchiwania się w innych sprawił, że Jego pontyfikat to było nieustanne wsłuchiwanie się w głos ludu Bożego, biskupów, kapłanów, artystów, ludzi kultury, ale także najprostszego nawet człowieka. Odpowiadając na księdza pytanie, moje osobiste wspomnienie Jana Pawła II to właśnie obraz Papieża zasłuchanego, wsłuchującego się w głos Boga, a ponieważ zasłuchany był w Boga, był zawsze gotów słuchać drugiego człowieka.

29 maja 2011

REGIONALIZM STEROWANY - ORIENTACJA NA BERLIN art Prof. Mieczysław Ryba

POZORNIE JEST WSZYSTKO W PORZĄDKU - ALE TO TYLKO POZORY STWARZANE PRZEZ RZĄDZĄCYCH.Jaki związek ma ten stan rzeczy z niemiecką polityką historyczną? Można wprawdzie stwierdzić, że nie mamy tu wprost do czynienia z propagowaniem "niemczyzny", ale "europejskości". Jeśli z kolei postawilibyśmy sobie pytanie, w jaki sposób realizowane są główne kierunki zagranicznej polityki niemieckiej w dobie dzisiejszej, to również nie zauważymy tu gry na prosty, tradycyjny nacjonalizm. Wręcz przeciwnie - RFN jest głównym rzecznikiem integracji europejskiej, a swoją dominację na kontynencie sprawuje za pośrednictwem Brukseli. Tworzenie zatem "tożsamości europejskiej" leży w strategicznym interesie Berlina. Owa tożsamość jest definiowana m.in. jako regionalizm widziany w opozycji do klasycznego państwa narodowego.

Pamiętam dyskusję naukową przed laty, w której brałem udział, i edukacyjne tezy stawiane przez "nowoczesnych" wykładowców. Twierdzono (oczywiście powielając tezy myślicieli zachodnich), że państwa narodowe z jednej strony są za duże (bo wielu ludziom jest daleko np. do Warszawy), z drugiej za małe (bo mamy do czynienia z globalnymi problemami). Zatem model idealny budowania struktur państwowych to region i państwo europejskie - przykładowo: Wrocław i Bruksela. Tak też powinna być sterowana polityka edukacyjna nastawiona na generowanie nowych tożsamości i na minimalizowanie "ideologicznej", jak twierdzono, tożsamości narodowej. Przy tak postawionych założeniach zrozumiałe stają tak reforma administracyjna z lat dziewięćdziesiątych (podział na szesnaście województw), jak i ciągłe wypłukiwanie elementów patriotycznych z programów edukacyjnych.
 
Ową europejskość starają się od lat promować na gruncie polskim także niemieckie fundacje polityczne, które w większości wypadków w stu procentach finansowane są przez rząd w Berlinie. Mają one potężny wpływ na różnorakie projekty badawcze, a także na działania społeczne w kraju. Grzegorz Tokarz w artykule zatytułowanym "Działalność niemieckich fundacji politycznych w Polsce po 1989 r.2" zauważył, że na dwadzieścia najbogatszych fundacji działających na ziemiach polskich dziesięć należy do Niemców. Jak już wspomniałem, fundacje te propagują europejskość w różnym wydaniu ideologicznym. Za Grzegorzem Tokarzem możemy tu wymienić: Fundację im. Friedricha Eberta - powiązaną z Socjaldemokratyczną Partią Niemiec (SPD), Fundację im. Konrada Adenauera - powiązaną z Unią Chrześcijańskich Demokratów (CDU), Fundację Friedricha Naumanna - powiązaną z Wolną Partią Demokratów (FDP), Fundację Hansa Bölla - powiązaną z Partią Zielonych, i Fundację im. Róży Luksemburg - powiązaną z Partią Demokratycznego Socjalizmu (PDS).

Orientacja na Berlin
Na intensywne działania propagandowe i edukacyjne nakładają się też kwestie finansowo-inwestycyjne. Samorządy od kilku lat wprowadzone są w obszar różnorakich programów
inwestycyjnych finansowanych z budżetu UE. Dla nikogo nie jest tajemnicą, że największe inwestycje są realizowane w zachodniej części Polski. Jeden z posłów opowiadał mi, jak w latach dziewięćdziesiątych miał w ręku mapę, na której tereny na zachód od Wisły miały być pokryte gęstą siecią inwestycji infrastrukturalnych, wschodnie wręcz przeciwnie. Dla posła o narodowych poglądach rodziło to skojarzenia przygotowania do ewentualnego przyszłego rozbioru Polski.

Samorządowcy biorący pieniądze unijne nie mają do końca świadomości, że środki te w sporej części pochodzą również z polskiego budżetu centralnego (wszak Polska wpłaca miliardy do budżetu Unii). Dla nich to Unia jest dobrodziejem, Warszawa utrudnia rozwój ich regionów. Regiony bogatsze deklarują tym większą frustrację, kiedy pieniądze podatników, np. śląskich, nie wracają w pełni do tego regionu, lecz rozdzielane są w całym kraju. Zatem uzależnienia finansowe od Brukseli zupełnie przestawiają relacje społeczno-polityczne. Politykom regionalnym, gdzieś na zachodzie Polski, coraz bliżej w sensie gospodarczym jest do Berlina, coraz dalej do Warszawy.


 W sensie komunikacyjnym można to stwierdzenie odczytać dosłownie. Równoległe osłabianie poczucia więzi narodowej w ramach edukacji szkolnej i różnorakich projektów społecznych pogłębia rozbicie Polaków. Pytanie, jak mieszkańcy zachodnich województw Polski zachowają się za kilkadziesiąt lat, gdyby po rozpadzie Unii doszło do referendum, dookreślą wtedy przynależność państwową, pozostawię jako retoryczne. Działania niemieckie zmierzające w kierunku osłabienia spoistości państw narodowych są bardzo czytelne, choć nie dla polskich elit politycznych, raz za razem wpisujących się w projekty, które w dalszej perspektywie mogą nas kosztować niepodległość.

15 maja 2011

ODPOWIEDZIALNI ZA MAŁŻEŃSTWO

Gdy zastanawiałem się, jak wytłumaczyć Czytelnikom problem gotowości człowieka do zawierania małżeństwa, doszedłem do wniosku, że przede wszystkim powinienem przypomnieć, iż małżeństwo jest bardzo ważną umową między mężczyzną a kobietą, bowiem umowa ta obejmuje wspólne życie tych dwojga ludzi aż do śmierci. Ma się ono wiązać z całkowitą wspólnotą – potocznie mówi się, że jest to wspólnota łoża i stołu. Po prostu ludzie ci mają razem spędzić życie. Ale małżeństwo, to przede wszystkim sakrament.
Osoby zawierające małżeństwo wnoszą we wspólne życie cały swój wewnętrzny bagaż. Obrazowo można powiedzieć, że każda z nich przychodzi do ich wspólnego domu z dużą walizą, w której znajdują się takie sprawy, jak: charakter, sposób życia, przyzwyczajenia, cnoty – wszystko, co jest potrzebne człowiekowi od strony duchowej i ludzkiej do tego, żeby żyć wspólnie z drugą osobą. To jest wspólnota małżeńska.
Ci ludzie otwierają te swoje walizki i one służą im swoimi zasobami we wspólnym życiu. Jeżeli te walizki są wypełnione dobrem – dobrym charakterem człowieka, predyspozycjami fizycznymi, psychicznymi, intelektualnymi i duchowymi do małżeństwa, to ta druga osoba również z tego korzysta i tym sposobem obie strony – mężczyzna i kobieta – żyjąc w małżeństwie, udoskonalają swoje życie, rozwijają osobowości swoje i swoich dzieci, tworząc piękną rodzinę. Owa walizka staje się bardzo ważnym elementem do prowadzenia i jakości życia małżeńskiego. Jeżeli czasem okaże się, że walizka jest pusta, że brakuje w niej wielu niezbędnych rzeczy, wtedy w małżeństwie występują coraz większe braki i takie małżeństwo może być nieudane.

„Zasoby” zatem osobowości małżonków i ich dobrej woli świadczą o tym, że są oni przygotowani do małżeństwa lub nie, że może w chwili zawierania małżeństwa dokonali jakiegoś oszustwa czy nadużycia. Sądy kościelne w sprawach o orzeczenie nieważności małżeństwa biorą pod uwagę kilkanaście takich przypadków, tzw. przeszkód małżeńskich, które uwidaczniają się często już przy tzw. dawaniu na zapowiedzi, a które są bardzo istotne dla ważności zawieranego małżeństwa.

Dlatego Benedykt XVI zwraca szczególną uwagę na dobre przygotowanie do małżeństwa osób, które wyrażają wolę zawarcia tego sakramentu. Wydaje się, że trzeba dziś na nowo śledzić ten problem, bo rzeczywiście liczba małżeństw rozpadających się rośnie, a być może w niejednym przypadku można by uniknąć nieszczęścia, podejmując poważniejsze przygotowanie do małżeństwa i pracując nad dojrzałością do niego.

Wydaje się też, że wiele osób zawiera dziś małżeństwo, bo np. zaistniała szczególna sytuacja, chociażby poczęcie dziecka. Często też wówczas rodzice (rodzina) przynaglając młodych do zawarcia małżeństwa, sprawiają, że podejmują oni tę ważną decyzję dość pochopnie. Takie przypadki prowadzą czasami do szybkiego rozpadu małżeństwa.
Istnieje też wiele przyczyn, które powodują, że człowiek do małżeństwa jest niezdolny. Mogą to być przyczyny trwałe, natury psychicznej, charakterologiczne, przyczyny płynące z nadużyć, np. alkoholizm, i inne. To wszystko może sprawić, że małżeństwo jest zawarte nieważnie.

Przygotowanie do małżeństwa powinno być podejmowane bardzo odpowiedzialnie, powinno również być dobrze poprowadzone, żeby ludzie zawierający związek małżeński wiedzieli, iż przygotowują się do bardzo ważnego aktu w ich życiu – nie tylko sakramentalnego, ale też prawdziwie ludzkiego, wyraża on bowiem wielką odpowiedzialność za życie swoje i osoby, z którą to małżeństwo jest zawierane, oraz tworzonej wspólnie rodziny.

14 maja 2011

Jak przezwyciężyć trudności na modlitwie

Autorem artykułu jest Regina


Najbardziej powszechnym określeniem modlitwy jest dialog z Bogiem. Dialog zakłada słuchanie i odpowiedż. Modlitwa jest więc także słuchaniem Stwórcy. Dziś Jego głos najwyrażniej brzmi na kartach Pisma Świętego.

     Jest kilka warunków skutecznej modlitwy. Chciałabym zwrócić uwagę na jeden z nich, który wydaje mi się niedoceniany otóż chodzi o przebaczenie drugiemu człowiekowi.

     Aby móc się modlić, należy przebaczyć! Jezus mówił "Jeśli więc przyniesiesz dar swój przed ołtarz i tam wspomnisz, żebrat twój  ma coś przeciw tobie, zostaw tam dar swój przed ołtarzem, a najpierw idż i pojednaj się z bratem swoim. Potem przyjdż i dar swój ofiaruj ..." (Mt 5,23-24). To brak przebaczenia drugiemu w znacznym stopniu utrudnia relację z Bogiem. Grecki termin używany na określenie przebaczenia brzmi afiemi. W pierwszym znaczeniu należy tłumaczyć go jako uwolnić lub puścić wolnym. Niekiedy bywa tak, że rany i krzywdy zadane nam przez innych są wciąż żywe. Osoby które  wyrządziły nam zło tkwią w naszych myślach i w sercu niczym ciernie, zaprzątają nasze umysły i nasze rozmowy. Nie pozwalają skoncentrować się na wykonywanej pracy i na modlitwie. Przebaczenie polega między innymi na tym, by pozwolić im odejść, uwolnić lub puścić wolnym. Przebaczenie nie jest uczuciem, lecz decyzją

     Przebaczyć nie znaczy polubić kogoś, kto wyrządza nam krzywdę. Z psychologicznego punktu widzenia jest to nawet niemożliwe, zwłaszcza w przypadku osoby, która czyni to świadomie i wcale nie zamierza z tego zrezygnować. Przebaczenie oznacza decyzję podjętą wbrew uczuciom bo chcę przebaczyć, czyli świadomie rezygnuję z zemsty, a raczej pragnę dobra osoby, która mnie skrzywdziła. Przyjęcie takiej postawy jest jednym z warunków skutecznej i owocnej modlitwy Ojcowie Kościoła ułożyli krótką formę modlitwy , którą nazwali Modlitwą wszystkich rzeczy, a polega na wzbudzeniu w sobie na początku każdego dnia intencji ,by wszystko, co ów dzień przyniesie, przybliżało nas do Boga. Intencje tę można wyrazić przed Nim w krótkiej modlitwie: Spraw Panie, by wszystko ,co będę dziś czynił, stało się modlitwą - moje działanie i mój odpoczynek, moje spotkania i moje rozmowy z ludźmi, moja praca i moje myśli. Niech wszystko to przybliża mnie do Ciebie i przynośi Ci chwałę.Oby takbyło każdego dnia. 

---

"http://ojcownaszychwiara.blogspot.com

Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Łączna liczba wyświetleń